piątek, 30 czerwca 2017

Za co kocham bajki: W głowie się nie mieści #1


Jestem totalną bajkoholiczką, kocham bajki równie mocno jak książki, a czasem nawet bardziej. Jest w nich coś takiego, co mnie nieustannie niesamowicie zachwyca; z każdą nową produkcją coraz mocniej. Ostatnio po raz drugi obejrzałam W głowie się nie mieści i pomyślałam sobie 'hej, przecież mogę o tym napisać na blogu!'. Planuję stworzyć z tego serię, ale jak to będzie ostatecznie - wyjdzie w praniu :D Wiem, że nie wszyscy bajki (pamiętajmy też, że to raczej nazwa potoczna :D przyjęło się, ale prawidłowo powinnam mówić 'filmy animowane' ;) ) lubią, ale wiem też, że są tacy, co również je kochają i piszę z myślą właśnie o nich - chcę znaleźć bratnie dusze <3 
Na W głowie się nie mieści byłam w kinie i wyszłam z niego oszołomiona i zachwycona - Pixar mnie zaskoczył, bo ta produkcja jest bardzo oryginalna i nie powiela żadnych schematów. I wreszcie przyszedł ten moment, kiedy nabrałam ochoty na ponowne obejrzenie tejże bajki i stało się! A może za jakiś czas znowu ją obejrzę, kto wie... :D
POST ZAWIERA SPOILERY. Bajki są tak popularne, że większość z Was z pewnością jest z nimi zaznajomiona, a ja nie chcę się ograniczać do ogólników. Chcę pomówić o konkretach, z ludźmi, którzy będą wiedzieć, o czym mowa <3 ^_^


W głowie się nie mieści kocham za:

❤ Humor! Scena z powtarzającą się piosenką rozbawia mnie, ilekroć o tym pomyślę, a w kinie nie mogłam się uspokoić, za bardzo się śmiałam! (na szczęście, moja przyjaciółka ma to samo xD) To jest po prostu takie śmieszne, bo przecież naprawdę tak jest w życiu - czasem znienacka przypomina się jakaś irytująca piosenka, siedzi nam w głowie i nie chce dać o sobie zapomnieć :D

❤ Smutek miejscami też była zabawna! Chociażby w scenie z ciągnięciem nogi :D


❤Świetne ukazanie działania emocji i tego, że one wszystkie są potrzebne - nie można żadnej zignorować, bo te zawsze znajdą drogę wyjścia; nie można ich w sobie tłumić (ta scena, w której Radość zamyka w kółku Smutek); smutek musi równoważyć radość i żadne z uczuć (smutek, radość, gniew, odraza, strach) nie jest gorsze czy lepsze! One są po prostu częścią życia i trzeba umieć to zaakceptować.  

❤Pokazanie, że bez fundamentów, bez podstaw naszej osobowości toczymy się niemal ku samozagładzie i że zmiana fundamentów jest wręcz konieczna i dobra - nie mogą one być zabarwione tylko jedną emocją, ponieważ tak to nie działa, o czym pisałam wyżej, uczucia muszą się równoważyć. Pierwszą taką zmianą fundamentów jest właśnie dorastanie ukazane w bajce, kiedy często zmienia się cały światopogląd i człowiek odkrywa tę prawdę, że wspomnienia nie są nigdy jednorakie. Ukazanie nostalgii, połączenie radości i smutku, to kolejna z rzeczy, dla których kocham tę produkcję. 


❤Bing Bong! Jego postać jest fantastyczna i pomijając już to, że bardzo kojarzy mi się z moją przyjaciółką, dla mnie osobiście stanowi uosobienie utraconych wspomnień z dzieciństwa i utwierdzenie w fakcie, że te czasy nie powrócą. Scena jego śmierci złamała mi serce na pół i bardzo się przy niej wzruszyłam :(



❤ Pokazanie, że problem z myleniem faktów z opiniami jest wciąż aktualny; że to bardzo często się miesza [sprytne wytłumaczenie, Pixar, bardzo sprytne]

❤ Kraina Wyobraźni i abstrakcja! Po prostu to zostało bardzo fajne zrobione i mi się bardzo spodobało [biedne chmury, haha xD]

❤ Końcowe przedstawienie emocji innych - ciekawy i całkiem zabawny pomysł :D Chodzi mi o tego chłopaka, nauczycielkę, kierowcę, psa, kota...

❤ULUBIONA POSTAĆ: ciężki wybór! Kiedyś najbardziej Radość lubiłam, ale teraz chyba już nie... Smutek bardziej podbiła moje serce przy drugim oglądaniu, jednakże nie stała moim ulubieńcem... Szczerze mówiąc, to chyba nie mam ulubionej postaci :) Każda z emocji była wyjątkowa na swój sposób, tak jak pozostali bohaterowie :D

❤ ULUBIONA SCENA: zdecydowanie ta z piosenką!! To dlatego że tak bardzo mnie rozbawia!! <3 xDDD


I to już koniec! Mam nadzieję, że nie wyszło ani za długo, ani za nudno xD Lubię bardzo analizować bajki po ich obejrzeniu, bo większość z nich zawiera jakieś ponadczasowe przesłanie i to jest po prostu piękne :) :) Dzieci zapewne często tego nie wyłapują (tak było w moim przypadku xD musiałam trochę podrosnąć, by zrozumieć sens pewnych rzeczy :P), a już szczególnie ciężko to zrobić przy W głowie się nie mieści, bo to raczej wyjątkowo trudna produkcja dla dzieci ^_^ Ale od czego są rodzice, haha :D 

Czekam więc na WASZE PRZEMYŚLENIA! Jeśli są tu jacyś bajkoholicy - odezwijcie się koniecznie!!!!! No i piszcie, co sądzicie o tego typu postach ;)

piątek, 23 czerwca 2017

Miasto kości - Cassandra Clare

Zdjęcie mojego autorstwa ;)

Tytuł:
 Miasto kości
Autor: Cassandra Clare
Wydawnictwo: MAG
Ilość stron: 507
Rok wydania: 2007 (ogólnie), 2009 (Polska)
Seria/cykl: Dary Anioła - część pierwsza

Tysiące lat temu, Anioł Razjel zmieszał swoją krew z krwią mężczyzn i stworzył rasę Nephilim, pół ludzi, pół aniołów. Mieszańcy człowieka i anioła przebywają wśród nas, ukryci, ale wciąż obecni, są naszą niewidzialną ochroną. Nazywają ich Nocnymi Łowcami. Nocni Łowcy przestrzegają praw ustanowionych w Szarej Księdze, nadanych im przez Razjela.

Ich zadaniem jest chronić nasz świat przed pasożytami, zwanymi demonami, które podróżują między światami, niszcząc wszystko na swej drodze. Ich zadaniem jest również utrzymanie pokoju między walczącymi mieszkańcami podziemnego świata, krzyżówkami człowieka i demona, znanymi jako wilkołaki, wampiry, czarodzieje i wróżki. W swoich obowiązkach są wspomagani przez tajemniczych Cichych Braci. Cisi Bracia mają zaszyte oczy i usta i rządzą Miastem Kości, nekropolią znajdującą się pod ulicami Manhattanu, w której leżą zmarli Łowcy. Cisi Bracia prowadzą archiwa wszystkich Łowców Cieni, jacy kiedykolwiek żyli. Strzegą również trzech boskich przedmiotów, które anioł Razjel powierzył swoim dzieciom. Jednym z nich jest Miecz. Drugim Lustro. Trzecim Kielich.

Od tysięcy lat Cisi Bracia strzegli boskich przedmiotów. I było tak aż do Powstania, wojny domowej, pod przywództwem zbuntowanego Łowcy, Valentine’a, który niemal na zawsze zniszczył tajemny świat Łowców. I mimo że od śmierci Valentine’a minęło wiele lat, rany, jakie zostawił, nigdy się nie zabliźniły. Od Powstania minęło piętnaście lat. Jest upalny sierpień w tętniącym życiem Nowym Jorku. W podziemnym świecie szerzy się wieść, że Valentine powrócił na czele armii wyklętych. A Kielich zaginął…
[co za długi opis...]



Bohaterowie
Ciekawi, czy zaliczam się do fanów tejże serii? A może jednak nie pojęłam jej fenomenu...? Ok, wiem, że można łatwo zgadnąć xD Bohaterów Miasta kości bardzo polubiłam! (czy ktoś naprawdę się spodziewał, że mogłoby być inaczej? xD) Choć na tle sto tysięcy innych młodzieżówek nie wyróżniają się jakoś szczególnie, udało im się podbić moje serce. Zostali stworzeni z krwi i kości; wzbudzali uczucia. Clary (główna bohaterka, jakby ktoś nie wiedział) na pewno nie należy do moich ulubionych bohaterek literackich, ale kibicowałam jej. Czasami tylko irytowała mnie swoją głupotą i klapkami na oczach (jak mogła nawet nie brać pod uwagę pewnych rzeczy?! przecież to od razu nasuwało się na myśl). Jace... został moim nowym mężem! Jego sarkastyczne podejście do życia całkowicie i totalnie kupiło moje serce. Z jakiegoś powodu niezbyt przepadam za Simonem, ale jego ironia miejscami bardzo mnie śmieszyła. I na tym zakończę mój bohaterowy wywód, bo gdybym miała teraz każdą postać z osobna opisywać - zajęłoby to mnóstwo czasu i miejsca.  



Fabuła
Z mojej perspektywy fabuła nie jest niczym nowym, ale wydaje mi się, że ta książka w roku, w którym powstała, nie była taka schematyczna. Nefilim, demony - nic nowego, ale jednocześnie fajnie było poznać kolejną wizję fantastycznego świata. Bawiłam się wyśmienicie, odkrywając razem z Clary sekrety Nocnych Łowców, a wkrótce i jej własnych. Nie powiem, żebym się jakoś zaskoczyła niektórymi wątkami (tym bardziej, że jeden mi zaspoilerowano), ale zdarzało mi się wykrzyczeć "no, tego się nie spodziewałam". Świat Nocnych Łowców został interesująco i całkiem rzetelnie wykreowany. Akcja jest prowadzona w miarowym tempie. Zostałam też fanką wątku miłosnego i znam mniej-więcej jego losy (ach, te spoilery), ale to sprawia, że uwielbiam go bardziej. Miasto kości to powieść, w której przeszłość miesza się z teraźniejszością; która jest świetną rozrywką, a jednocześnie opowiada o rodzinie, miłości, przyjaźni czy zdradzie.


Kilka słów na koniec
Całkiem polubiłam styl Cassandry Clare. Nie jestem może nim zachwycona, ale był ok. Tylko rozdziały mogłyby być krótsze, bo zasada "jeszcze jeden rozdział" przeciągała się czasowo xD Bardzo przypadł mi do gustu humor! Czy to za sprawą Jace'a czy Simona, czy jeszcze czegoś bądź kogoś innego, chichotałam jak szalona xD I oczywiście bardzo przeżywałam tę książkę. Strasznie się emocjonowałam, czytając o losach bohaterów - i kocham to!
Podsumowując - Miasto kości bardzo mi się spodobało! Bohaterów polubiłam, choć Clary czasem irytowała, a odkrywanie sekretów ukrytych w świecie Nocnych Łowców dostarczyło mi mnóstwa radości.
Polecam!

JEDNYM SŁOWEM
Fabuła: pełna sekretów!
Bohaterowie: polubiłam ich
Początek: wciągający
Zakończenie: wstrząsające

Ocena: 9/10

Jestem pewna, że sporo osób czytało, więc - liczę na komentarze! Ulubiona postać? A może macie ulubioną scenę? Porozmawiajmy o tej książce! :D
A jeśli nie czytaliście - zamierzacie czy może jednak nie? Dlaczego? :D

Patrzcie, co znalazłam! <3 Czyś to nie jest urocze? <3

A moja blogowa niechęć cały czas trwa i mam wrażenie, że tracę serce dla tego miejsca :(

sobota, 10 czerwca 2017

Ostatnie tchnienie - Jennifer L. Armentrout #3




Tytuł: Ostatnie tchnienie
Autor: Jennifer L. Armentrout
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 447
Rok wydania: 2015 (ogólnie), 2017 (Polska)
Seria/cykl: Dark Elements - część trzecia

OPIS ZAWIERA SPOILERY! (nie wiem, kto pisze takie opisy, co za kpina)

Każda decyzja niesie ze sobą konsekwencje, a siedemnastoletnia Layla musi stawić czoła najtrudniejszym wyborom. Co wybierze, światło czy mrok? Z jednej strony grzeszny, seksowny, demoniczny książę Roth, z drugiej Zayne – wspaniały, troskliwy strażnik, z którym jednak nigdy nie wyobrażała sobie związku. Najtrudniejsza decyzja dotyczy jednak tego, której połowie swojej natury powinna zaufać.

Dziewczyna ma też nowy problem. Najniebezpieczniejszy z demonów, Lilin, został uwolniony, by siać spustoszenie wokół niej, włączając w to jej przyjaciół. Aby uchronić Sama przed losem dużo gorszym niż śmierć, Layla musi paktować z wrogiem, jednocześnie chroniąc miasto – i swoją rasę – przed zniszczeniem.

Rozdarta między dwoma światami i dwoma różnymi chłopakami, niczego nie jest pewna, a już najmniej tego, czy przeżyje, zwłaszcza kiedy dają o sobie znać stare kłopoty. Czasami jednak, gdy tajemnica goni tajemnicę, a prawda wydaje się niemożliwa do odkrycia, trzeba posłuchać głosu serca, wybrać stronę i walczyć do utraty tchu…


Wiecie, kiedy napisałam tę recenzję? W marcu xD Tak tylko chciałam wspomnieć.
Zanim jeszcze przejdę do rzeczy, chciałabym podziękować (kolejny raz xD) Paulinie z Miasta książek, która obdarowała mnie tą książką i niesamowicie mnie uszczęśliwiła <3

Ostatnie tchnienie to... idealne zakończenie serii! Po lekkim rozczarowaniu, jakie doznałam, czytając Arktyczny dotyk, Jennifer przyszła z trzecim tomem i moja miłość do jej pióra i pomysłów odżyła na nowo. Akcja w tej części pędzi od pierwszych kartek, trzyma w napięciu, intryguje i ostatecznie nawet zaskakuje (przynajmniej mnie xD). Sprawa lilina i wiszącej apokalipsy w powietrzu nie daje nam odetchnąć, do tego na jaw wychodzą ciekawe, BARDZO ciekawe fakty na temat Layli... czyli coś, co należało nam się po tych wszystkich niewiadomych w poprzednich tomach. Autorka wręcz doskonale skonstruowała całą fabułę i akcję, wszystko się ze sobą zgrabnie połączyło, tajemnice i zagadki zostały wyjaśnione.


Ta książka to istne źródło emocji! Co ja przeżywałam przy czytaniu... Radość, smutek, zaskoczenie, zadowolenie, przygnębienie, załamanie... Wpadałam z jednej emocji w drugą i mknęłam błyskawicznie przez te ponad 400 stron, a jednocześnie starałam się jak najbardziej przedłużyć lekturę, by się nią rozkoszować i nacieszyć. Ostatecznie skończyłam jednocześnie ze złamanym i pełnym szczęścia sercem. Zależy, o jakiej kwestii pomyślę.

O wątku miłosnym postanowiłam nie wspominać, bo każdy, kto wie, komu kibicowałam, od razu wyczuje, czy mi się to spodobało czy nie xD Powiem jedynie tyle, że Layla szybko podjęła decyzję. I chwała jej za to! Nie zniosłabym więcej tego trójkąta i przedłużania związanego z rozterkami bohaterki. 


Kochani bohaterowie <3 Moje relacje z Laylą różnie się układały, ale w tym tomie bardzo ją polubiłam! Stała się twardsza, widzę jej przemianę w porównaniu do pierwszego tomu i podoba mi się to. Powiem Wam, że nawet Zayne'owi udało się zdobyć cień mojej sympatii. Ale tylko cień, żeby nie było xD A Roth... UWIELBIAM. GO. Jego kreacja to mistrzostwo i nie mogę go nie kochać. Jego charakter i usposobienie jest cu-do-wne.

Jako że to ostatnia recenzja tej serii, muszę jeszcze koniecznie wspomnieć o adiutorach - genialnych tatuażach. Ciągle nie mogę się nadziwić, jaki to jest genialny pomysł! Dodawały one powieści wiele klimatu i uwielbiam je wszystkie. Też chcę takiego!



Podsumowując - Ostatnie tchnienie stanowi mocne zakończenie, zaskakujące w wielu miejscach. Autorka doskonale dopięła na ostatni guzik wszystkie wątki, choć w niektórych kwestiach zostawiła zakończenie otwarte, tak jak teraz o tym myślę (właściwie na myśl mi przychodzi jedna kwestia xD). Bohaterowie wciąż trzymają poziom, a Roth jest najlepszy!
Polecam całą trylogię z całego serca! <3  

JEDNYM SŁOWEM
Fabuła: bardzo ciekawa!
Bohaterowie: ROTH
Początek: nienudny 
Zakończenie: sprzeczne (złamane serce & serce pełne szczęścia)

Ocena: 10/10

Jak to jest z Wami? Czytaliście? Jak wrażenia? Nie czytaliście - zamierzacie? ^_^ 
Podzielcie się przemyśleniami w komentarzu <3

Przepraszam, że ostatnio na blogu wieje pustkami, a także że nie odwiedzam Was, ale dopadła mnie niechęć blogowa&książkowa :(